Po śmierci Tadeusza Piekarza (1941 – 2005)

Człowiek wśród ludzi

Tygodnik Powszechny, 13 marca 2005 r.

Tadeusza Piekarza poznałem w „Solidarności”. Był jej założycielem w krakowskiej Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego i jednym z założycieli w regionie małopolskim. Wśród ludzi „S” – działaczy opozycji przedsierpniowej i szybko wyrastających lokalnych przywódców robotniczych, pracowników szkół wyższych i instytucji naukowych, w gąszczu nieuniknionych sporów i podziałów – zachowywał umiar i wolę współdziałania. Budował nie tyle na wodzowskim zacięciu, co na talencie pozyskiwania zaufania. Chętnie przebywał między ludźmi i do kresu swej aktywności – najpierw dla „S”, potem dla III RP – wiedział, ile są warte osobiste spotkania i obecność.

Aresztowania stanu wojennego toczyły się różnymi ścieżkami, ale wiosną 1982 r. spotkaliśmy się w areszcie w Kielcach, by następnie odbyć podróż do Nowego Łupkowa, do kolejnego obozu dla internowanych, jak – z właściwą sobie oględnością – ówczesne władze nazywały więzienia dla opozycji. Tadeusz zachowywał pogodę ducha i potrafił otwarcie cieszyć się z każdego sukcesu „naszych”. Koledzy opowiadali, że w trakcie protestacyjnej głodówki codziennie sprawdzał, do którego dnia człowiek odmawiający jedzenia może pograć sobie choćby chwilę w ping-ponga w więziennej świetlicy. Po wyjściu na wolność, swoim stylem działania za bardzo do podziemia nie pasował, ale jego WSK była solidnym ogniwem konspiracyjnej „S”. Nie stronił od jawnych wystąpień. W dniu wielkiej nadziei, jakim była papieska Msza na krakowskich Błoniach w 1983 r., w imieniu zdelegalizowanej przez władze, ale przecież istniejącej „S”, składał z kolegami na ręce Jana Pawła II ofiarę – obraz Matki Boskiej namalowany przez działacza uwięzionego w Załężu.

W III RP, po krótkim dyrektorowaniu krakowskiemu WSK, został przez rząd Tadeusza Mazowieckiego mianowany prezydentem Krakowa i wojewodą krakowskim – wtedy miasto nie miało jeszcze samorządu, a województwo stanowił właśnie Kraków i kilkadziesiąt okolicznych gmin, z jednym urzędem miasta i województwa. Przypadła mu w udziale realizacja ważnej reformy – utworzenie struktur administracyjnych samorządu lokalnego, co w tym przypadku wiązało się z podziałem urzędu i przygotowaniem magistratu dla wybieranych wiosną 1990 r.: nowej Rady Miasta i Prezydenta. Sam pełnił nadal funkcję wojewody, pracował i działał dla Nowej Polski, pewnie o tych kilka godzin dziennie za dużo, aż ciężka choroba – wylew oderwała go od dalszej pracy.

Pozostała w nim jednak wola bycia wśród ludzi: bywał na wszelkich społecznych i państwowych imprezach, pamiętany, szanowany i lubiany. Mimo choroby, zawsze żywo i szczerze zainteresowany życiem publicznym, dumny z osiągnięć Polski, która mu też sporo zawdzięcza. Odszedł od nas przedwcześnie, ale powinności życia uczciwie wypełnił.

Tadeusz Syryjczyk